Rodzina Pietrusiewicz - Filipina
Trzecim dzieckiem w rodzinie była córka Filipina urodzona w 1907 roku. Od najmłodszych lat, matka angażowała ją do opieki nad młodszym rodzeństwem i pracy w gospodarstwie. Pasła gęsi, krowy i pielęgnowała przydomowy ogródek. Do szkoły nie poszła, bo wybuchła I-sza wojna światowa i warunki życia uległy dalszemu pogorszeniu. Była świadkiem licznych tragicznych wydarzeń wojennych, doświadczyła głodu i przeżyła epidemie tyfusu. Na naukę nie było czasu ani możliwości, czytać i pisać uczył dzieci w rodzinie ojciec, a później każde z dzieci, samodzielnie dokształcało się na podstawie przypadkowo spotkanej książce. Książka, która trafiła do jej rąk, była wielokrotnie czytana, a często całe rozdziały były przepisywane do zeszytów, by nauczyć się poprawnie pisać. Miała piękny głos, znała na pamięć większość pieśni patriotycznych i religijnych. Wszystkie pieśni miała spisane w grubym zeszycie „Śpiewniku Domowym”, który systematycznie uzupełniała piosenkami żołnierskimi, głównie Legionowymi i ludowymi. Szkoda, że te wszystkie zeszyty napisane matczyną ręką zaginęły w czasie wyjazdu z Trokiel do Polski.
W 1928 roku w kościele w Trokielach, zawarła związek małżeński z Bolesławem Nowakiem, który podobnie jak cała rodzina Pietrusiewiczów, przyjechał do Trokiel z Polski centralnej. Wspólne życie, z mężem rozpoczęła od bardzo trudnych warunków, ich całym majątkiem było 5 ha ziemi porośniętej krzakami, bez żadnego budynku. Zmuszeni wiec byli mieszkać z rodzicami. Przy pomocy ojca i olbrzymim wysiłku męża, zbudowana została chata drewniana kryta słomą. W jednej izbie zamieszkali małżonkowie, a w drugiej była krowa, którą uważano za „żywicielkę rodziny”. W tych warunkach urodziłem się ja i dzieliłem wspólnie z rodzicami losy osadników polskich na dalekich rubieżach II Rzeczypospolitej. Dzięki oszczędności, pracowitości i zaradności zwłaszcza ojca, żyło nam się biednie, ale szczęśliwie. Większość prac w gospodarstwie wykonywał ojciec, a matka prowadziła dom i wychowywała dzieci. Ojciec dorabiał dorywczo przy kryciu dachów słomą, a zapotrzebowanie na tego rodzaju pracę było duże, bo wszystkie budynki w Trokielach kryto słomą. Prace w gospodarstwie wykonywało się ręcznie. Kosą, motyką, widłami i cepami.
Ojciec był samoukiem, za caratu nie chodził w ogóle do ruskiej szkoły, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, był już dorosły. Dużo czytał, choć nie zawsze miał na to czas, bo w lecie było dużo pracy, a w zimie dzień krótki i trzeba było oszczędzać naftę, która oświetlano izbę. Jego ulubionymi pisarzami byli: Sienkiewicz , Reymont , Rodziewiczówna. Interesował się polityką, znał historię Polski. Miał swoich bohaterów narodowych, Tadeusza Kościuszkę ( dla tego mam to imię), Wincentego Witosa i Józefa Piłsudskiego. Brał udział we wszystkich uroczystościach państwowych i patriotycznych organizowanych w Trokelach takich jak: 3 maja, 11 listopada, urodziny lub rocznica śmierci Piłsudskiego. Zdecydowanie nienawidził „szwabów” i „kacapów”. Przy każdej okazji opowiadał o spotkaniach z powstańcami z 1863 roku, rozbrajaniu Niemców w 1918 i powstaniu wolnej Polski. W czasie okupacji sowieckiej i niemieckiej wspierał działalność AK, udostępniał mieszkania na konspiracyjne spotkania i ukrywał żołnierzy podziemia. Ukrywał się przed łapankami zarówno tymi do pracy przymusowej w Niemczech jak i w Rosji.
Mama rodziła i wychowywała dzieci, a miała ich ładną gromadkę cztery córki i dwóch synów. W warunkach kresowej biedy, pogłębionej wojną, trudno było odziać i wyżywić liczna rodzinę. Mama na miarę możliwości tamtego okresu prała, gotowała i dbała o polskie wychowanie dzieci. Uczyła pacierza, polskich wierszy i piosenek oraz pomagała dzieciom kreślić pierwsze polskie litery. Byłą kobietą bardzo religijną, nadmiar obowiązków nie zawsze pozwalał chodzić w niedziele do kościoła, ale bez pacierza nie położyła się nigdy spać. Mnie – tak mi się wówczas wydawało, że mama w utrzymaniu czystości w domu i religijności trochę przesadza. Miałem do niej pretensje, że muszę codziennie myć nogi (tam całe lato wszyscy chodzili boso) a moi koledzy tego nie musieli robić. Regularnie wysyłała nas do spowiedzi i to pod nadzorem zwykle ciotek. Kiedyś pożaliłem się ojcu, że mama mnie wysyła do spowiedzi, a ja nie mam żadnych grzechów. Taką zasadę wyznaję do dziś. Pomimo, że mam ponad 70 lat lat i w dalszym cią
gu grzechów nie mam. Ojciec nie chcąc wchodzić w konflikt z matką, powiedział „Idź, zawsze jakiś grzech się znajdzie”. W 1946 roku cała rodzina wyjechała z Trokiel do Polski, zamieszkała w Okonku, gdzie matka żyła aż do śmierci. Zmarła w 1987 roku, a jej dzieci obecnie mieszkają: w Warszawie, Grudziądzu, Płocku, Szczecinku i Okonku
|