Rodzina Pietrusiewicz - Henryk
Henryk był najstarszym synem w rodzinie, urodził się w 1904 roku. Odziedziczył po ojcu zdolności „majsterkowania”, interesował się stolarstwem, kowalstwem, ślusarstwem jednym słowem szybko się uczył tego, co w domu i gospodarstwie trzeba zrobić i to najlepiej samemu. Od najmłodszych lat pomagał ojcu w kuźni przy naprawie narzędzi rolniczych własnych i okolicznych gospodarzy. Nauczył się ciesielstwa dzięki temu sam zbudował sobie dom, na kawałku ziemi, który dostał od ojca w prezencie ślubnym. Ożenił się z Natalią Grablis z sąsiedniej wsi Papaszany. Jego żona pochodziła ze starej zubożałej litewskiej rodziny szlacheckiej, o czym często wspominał sąsiadom i znajomym. Ona została moją matką chrzestną, na chrzcie, którego udzielił mi w październiku 1931 proboszcz trokielski Michał Szołkiewicz. Henryk utrzymywała szerokie kontakty z osadnikami wojskowymi: Czeczotem, Bilerem i Ziembłowskim, z którymi wspólnie ćwiczył jazdę na koniach w ramach organizacji KRAKUS.
Należał do miejscowej ochotniczej straży pożarnej i spółdzielni mleczarskiej w Trokielach. W czasie okupacji czynnie wspierał ruch konspiracyjny, zbierał i rozwoził prowiant dla oddziałów AK. Pod „płaszczykiem” pomocy domowej przebywała u niego w domu łączniczka miejscowej placówki AK, która utrzymywał stałą łączność z 77 pułkiem piechoty AK. Gdy po zakończeniu wojny większość Polaków wyjeżdżała z Trokiel do Polski, on postanowił pozostać na ojcowiźnie, przy grobach swoich rodziców i przodkach rodziny żony. Jego gospodarstwo przejął miejscowy Kołchoz, on przeniósł się do domu po rodzicach. Zdecydowanie odmówił wstąpienia do Kołchozu. Przy domu ojca był ogród około 0,5 ha, który postanowił zatrzymać dla siebie. W ten sposób stał się właścicielem ziemi i władze Sielsowietu (gminy) nałożyły obowiązkowe dostawy, zboża, mięsa, mleka, wełny i podatek od gospodarstwa. Z takiego kawałka ziemi nie był w stanie nawet oddać części wyznaczonych ilości kontyngentu. Za nie wywiązywanie się z obowiązków wobec państwa i zdecydowany sprzeciw wstąpienia do Kołchozu, został uznany „za wroga ustroju socjalistycznego”.
Wyrokiem prawomocnym sądu w Lidzie, został skazany na 10 lat łagru (obóz pracy) i wywieziony w okolice Omska. Pracował przy zrębie lasu i budowie torów kolejowych. Odmroził nogi i amputowano mu wszystkie palce u nóg. Po wyjściu z więziennego szpitala skierowano go do prac gospodarczych na terenie obozu. Dzięki temu, że umiał „wszystko” zrobić, bardzo często obsługa obozowa, wykorzystywała jego zdolności do remontu mieszkań w blokach straży więziennej. W czasie tych prac, zaprzyjaźnił się z rodziną personalnego obozu, który z wdzięczności za remont mieszkania zmienił mu rok urodzenia i miał w dokumentach nie 48 a 68 lat. Po śmierci Stalina z jego obozu wszystkie osoby powyżej 60 roku życia zostały zwolnione.
Wrócił do Trokiel i postanowił z bólem serca zostawić ziemię, do której był tak mocno przywiązany i przy najbliższej okazji wyjechał do Polski. Nie wiedział wówczas o tym, że „całe kresy” wielkie mocarstwa już w Teheranie w 1943 roku oddały „w dobre ręce władzy radzieckiej”. Wrócił do Polski w 1957 roku i zamieszkał w Opolu. Pracował w hotelu jako szatniarz. Był stawiany za wzór sumiennego pracownika i okaz zdrowia w wieku 80 lat przymusowo zwolniono go z pracy. Dzięki dobrym warunkom, zdrowemu wschodniemu powietrzu, dożył prawie 100 lat. Pochowany jest w Opolu, gdzie mieszka jego córka Alicja.
|